sobota, 9 sierpnia 2014

XIII Rozdział - Kolejny koszmar

Ciemność, wszędzie panowała ciemność. Lekkie powietrze, które mnie tuliło uświadamiało mnie, że jestem na zewnątrz. Skupiając całą uwagę na moich zmysłach poczułam zapach trawy, drzew i słyszałam nocny odgłos sowy i trzepot koników polnych. Za nim oczy przywykły do otoczenia już rozpoznałam miejsce gdzie się znajdowałam. To był las, las nocą, chmurną nocą. Na niebie nie było a ni jednej gwiazdki a księżyc nie mógł mi pomóc oświetlając drogę.
Noc była zimna a ja miałam na sobie tylko lekką, zwiewną na ramiączkach białą koszulkę i luźne białe spodenki. Stopy były bose a włosy rozpuszczone i w nieładzie. Dookoła mnie nie było niczego czym mogłabym się ubrać. Chłodny wiatr nie pomagał mi i robiło się coraz zimniej. Stopy zaczęły mi drętwieć i nie miałam innego wyjścia.
Szłam powoli i ostrożnie skupiając całą uwagę na każdym szeleście. Nie mogłam powiedzieć, że nie bałam się. Byłam tu sama, sama z dzikimi zwierzętami. Szłam przed siebie modląc się bym w końcu opuściła ten mroczny las. Droga była długa i męcząca. Drzewa były takie ogromne, że niebo będące na de mną wydawało się jeszcze bardziej odległe niż zazwyczaj. Co chwilę upadałam potykając się o korzenie drzew, które były tak blisko siebie. Gołe stopy wciąż czuły ukucie szyszki czy igieł. Trawa była tu tak zarośnięta a ja bałam się, że stąd już nie wyjdę.
Gdy już traciłam jakąkolwiek nadzieję poczułam silny powiew wiatru. Skierowałam się w tą stronę i biegłam czym sił w nogach wciąż potykając się o korzenie. Już ukłucia w stopę mi nie przeszkadzały bo wiedziałam co oznacza ten silny wiatr. Byłam szczęśliwa, bardzo szczęśliwa. W końcu mogłam opuścić te miejsce lecz to nie było takie proste. Do tarłam do polany gdzie nie było tam żadnej żywej duszy a dalsze tło krajobrazu nie pokazywało nic oprócz ciemności. Znów ogarnął mnie strach. Nie było tu nikogo ani ludzi, ani światła, które by skazywało, że ktoś tu mieszka. Znów byłam zdana tylko na siebie w mroku, który ogarniał mnie jeszcze bardziej zaciskając swą pętle na mojej duszy.
Już miałam upaść z przerażenia na ziemie kiedy z drugiego końca lasu wybiegła postać. Miała na sobie ciemną bluzkę jak i spodnie. A włosy były czarne, jeszcze bardziej ciemniejsze niż ta noc.
Ucieszyłam się na widok człowieka. Chciałam już krzyknąć, zawołać i prosić o pomoc gdy z miejsca gdzie wybiegł człowiek pojawiła się kolejna osoba. Była ubrana podobnie lecz włosy były jaśniejsze. Obydwoje byli brudni i zmęczeni. Osoba wybiegająca z lasu ostatnia miała w ręku coś błyszczącego. Nie mogłam rozpoznać co to jest do puki nie podbiegł do osoby przed nim. To był nuż, na pewno. Człowiek, który dostał tym narzędziem upadł szybko na ziemię a obok niego zaczęła się robić ogromna plama krwi.
Nie zauważyłam kiedy to się stało. Złapałam się za gardło, które nie chciało mnie posłuchać. Usta miałam otworzone, oczy szeroko otwarte, ale to z tych ust wydobywał się dźwięk. Krzyczałam bardzo głośno tak aż zwróciłam uwagę sprawcy. Gdy tylko nasze oczy się spotkały odwróciłam się i zaczęłam biec przed siebie. Wiedziałam, że pobiegnie w moją stronę. Kto normalny wiedząc, że jest świadek swojej zbrodni dałby mu uciec?
Nie zwracałam już uwagi gdzie jestem lub po czym stąpam. Biegłam a w myślach miałam tylko jedno „uciekaj”. Bałam się, że mnie znajdzie i zabije jak tamtego. Słyszałam szmer i głos sowy. Las, który wcześniej wydawał się taki mroczny teraz stał się taki przyjazny. Już nie potykałam się o korzenie tak jakby sam chciał bym przed nim uciekła.
Biegłam co sił w nogach lecz w końcu zmęczenie mnie dopadło. Stanęłam lecz szybko spojrzałam za siebie czy czasami mnie nie goni. Kiedy upewniłam się, że jestem bezpieczna odetchnęłam z ulgą. Zaczerpnęłam świeżego powietrza, które koiło moje nerwy po czym je wypuściłam. Byłam szczęśliwa, że wciąż żyje.
To nie trwało długo. Zaraz moje ciało zdrętwiało a na szyi poczułam mocny ucisk. Kiedy spojrzałam na sprawcę, który nagle wyłonił się z krzaków zobaczyła tylko czerwone oczy i uśmiech tak szeroki, że zamroziło mnie. Było coś jeszcze co zwróciło moją uwagę coś czego nie zapomnę.


Mój oddech... Mój oddech... Wzięłam głęboki wdech i wydech. Żyję, ja naprawdę żyję. Usiadłam wygodnie na łóżku i wtedy postrzegłam, że jestem całą przepocona. Oddech miałam lekko zadyszany a serce waliło mi strasznie. Pisk uszach nie pozwalał mi się w pełni uspokoić. Moje zmysły były tak przyspieszone jakbym to przeżywała naprawdę. Skupiłam całą uwagę na tym bym nie musiałam o tym myśleć. Spojrzałam na zegarek. Było po północy i tak właśnie wyglądało. Za oknem było ciemno, chmurno co sprawiało, że przypominałam sobie o tamtym miejscu. Szybko zmieniłam myśli.
Kiedy odzyskałam słuch i oddech a serce przestało łomotać mogłam odetchnąć z ulgą lecz tak nie do końca. Cieszyłam się, że to tylko sen, ale to mi coś uświadomiło. Ta myśl zaczęła mnie niepokoić. Już raz się takie coś zdarzyło i bałam się, że zdarzy się znów bo to...
- Kolejny koszmar...

1 komentarz:

  1. Rozdział od początku do końca trzyma w napięciu dobrze, że nie czytałam tego późnym wieczorem tylko rano kiedy za oknem świeć słońce. Jednak i tak przez twoje opisy bardzo łatwo wyobraziłam sobie jej koszmar... Przeżywałam to samo co ona :)

    OdpowiedzUsuń