sobota, 11 października 2014

XVIII Rozdział - Złość

Te słowa obijały się w mojej głowie cały czas, nawet wtedy gdy już usiedliśmy w jednym z pokoi. Nie sądziłam, że ktoś taki może istnieć. Nigdy bym nie uwierzyła gdyby ktoś mi o tym opowiedział. Taka była prawda, ja wierzyłam tylko w to co zobaczyłam na własne oczy. Coś zaczęło mi świtać w głowie. Jakaś cząstka mnie już znała odpowiedzi na moje pytania nawet na te, które nigdy w życiu nie odważyłabym się zadać. Bałam się, że to może okazać się prawdą a to jedyna prawda, której nie chciałabym znać. Wciąż wierzyłam, że się mylę, że to moje urojenia.
Nie chciałam żeby na nie odpowiadała, nie chciałam tego słuchać, nie chciałam znać prawdy.
- Ja nie odpowiadam w prost. Ja daje ci tylko wskazówki do odnalezienia prawdy, to ty decydujesz czy chcesz ją znać czy nie, czy chcesz wierzyć czy nie. To twoja decyzja
Nie potwierdziła mych obaw lecz dała mi wybór. Wiedziałam co to oznacza, wiedziałam lecz nie chciałam w to wierzyć, ale pewna cząstka mnie mówiła, żebym w to uwierzyła. Nie bała się a wręcz przeciwnie pragnęła tego. Nie mogłam jej posłuchać, po prostu nie mogłam.
Miałam do niej jeszcze wiele pytań nie tylko odnośnie Sextusa, ale także mnie i tego miejsca lecz nie odważyłam się ich zadać. Może dlatego, że znów dowiedziałam bym się czegoś czego bym nie chciała albo już rozumiałam na czym polegała jej rola. Jedno już wiedziałam Yuji miał racje, nie pasuje do Yuhi`ego.
- Nie miał – usłyszałam głos kobiety
- Nie miał? - nie ukrywałam, że ta wiadomość mnie cieszyła
- Wasze spotkanie było wam przeznaczone i tylko wy zdecydujecie jak się potoczy
- Przeznaczone?
- Już kiedyś się spotkaliście, dawno temu. Dziś los chciał znów was połączyć
- Spotkaliśmy się? Kiedy?
- Na to pytanie już odpowie ci mój syn
Sextus? On zna odpowiedź? Skoro tak to czemu ja tu jestem zamiast spytać go o to? Ach... Głupia Kornelia zamiast szukać odpowiedzi u źródła to chodzi okrężnymi drogami, ale gdybym tu nie przyszła nie poznałabym jego matki a ni miejsca gdzie się urodził. Założę się, że on by nawet mnie tu nie przyprowadził bojąc się o mnie.
- Zapewne nie...- po tym zachichotała cicho
Zrobiło mi się tak głupio, że zaczęłam się rozglądać po pokoju. Tak jak reszta domu wyglądał bardzo staro. Podłoga rozsypywała się. Dziury, które tu się wytworzyły zakryte były starymi gazetami czy brudnymi i zakurzonymi dywanikami. Na ścianach była stara tapeta z wiktoriańskim wzorem kwiatów. Gdzie nie gdzie widać było pęknięcia ścian, grzyb. Sufit cały był pokryty żółtymi plamami po przecieku deszczówki. Meble, które tu były nie nadawały się już do użytku. Naprzeciwko mnie gdzie siedziała tak samo jak ja na podłodze wyrocznia było okno, stare i tak bardzo brudne, że słońce nie potrafi przedrzeć się do pokoju. W rogu przy oknie stał stary wiklinowy bujany fotel z drugiej strony była dwuosobowa sofa, z której widać było gąbkę i sprężyny. Po między tymi meblami stał stary stoliczek z brakującą nóżką i podtrzymywany książkami. Na nim był stary gramofon, zapewne już nie do użytku. Za mną stała komoda bez klamek cała zakurzona. Te miejsce było przepełnione grozą lecz gdy dobrze się przypatrzyłam zauważyłam pokój z tamtych czasów, piękny i pogodny, który był przepełniony muzyką. Za pewne wtedy miał funkcję relaksu. Gdybym w tamtym okresie go zobaczyła to pewnie czułabym się tu spokojnie i miło.
Atsuko wyszła jakiś już czas by zaparzyć herbatę i do tej pory nie wróciła. Zaczęłam się zastanawiać jakim sposobem chce zaparzyć tą herbatę. Widząc stan tego domu wątpię by tutaj była czysta woda, gaz a nawet herbata. Po chwili pojawiła się Aihara z tacą, na której był dzbanek herbaty oraz trzy filiżanki.
- Przepraszam, że tak długo mi to zajęło
- Nie przejmuj się kochanie. Kornelia mam rozumieć, że już nie potrzebujesz odpowiedzi na twoje pytania?
- Nie wiem, chyba jednak wolę sama do nich dotrzeć – chce znać, ale się boję, że to mi się nie spodoba.
Gdy tylko filiżanka z herbatą została mi podana zaczęłam rozkoszować tym smakiem. Chciałam zadać pytanie Atsuko jak udało jej się zaparzyć ją w tym domu, ale przerwał mi duży huk.
Drzwi, które i tak wychodziły z zawiasów otworzyły się nagle szeroko pozostawiając w ścianie kolejną dziurę a w przejściu stała postać o kasztanowych włosach i czerwonych oczach, które w tej chwili była z nich złość taka sama jak na pikniku. Wystraszona cofnęłam się trochę, ale on złapał mnie za rękę i gwałtownie podniósł do góry, że wydobyłam z siebie pisk. Za nim którakolwiek zareagowała na jego zachowanie on już mnie wyprowadzał z budynku.